Jak zauważył Franciszek de la Rochefoucauld: „Wprawdzie nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, za to każdy – ze swego rozumu”.

Pasuje to idealnie do naszych domorosłych egzegetów Pisma, którzy jedno wiedzą na pewno: Kościół Katolicki to babilońska nierządnica, wszyscy ojcowie i doktorzy kościoła jak nie kłamią, to błądzą (co tam taki św. Hieronim, tłumacz Pisma Św. mógł wiedzieć o Piśmie Świętym czy teolog św. Jan Chryzostom o teologii – mniej niż Linda o zabijaniu). Choćby przyszło tysiąc takich Bożych atletów i każdy napisał tysiąc pamfletów, to zawsze można na blogu zacytować z Księgi Powtórzonego Prawa (PwP 5,8): „Nie uczynisz sobie posągu ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko albo na ziemi nisko, lub w wodzie poniżej ziemi” … i pozamiatane, po ptakach, papieska idolatria odparta i wyszła spod pióra „Sola Scriptura”.
Pamiętam, jak kiedyś w antykwariacie kupowałem piękne, kilkutomowe wydanie Biblii Jakuba Wujka i strasznie mi to odradzał jakiś inny, wzburzony klient: „Ależ to wydanie ma przypisy, papieskie przypisy, kup Pan Biblię Gdańską bez przypisów! - Ale kiedy mi właśnie zależy na tłumaczeniu Wujka … - Wujek ani Panu brat ani swat i w dodatku jezuita” itd. (fałszywa plotka głosi, że słowo jezuicki pochodzi od „O Jezu, Icki!). Czytają Pismo bez przypisów, bez przygotowania, z pominięciem kontekstu kulturowego czy historycznego no i potem mamy takich jurodiwych. A niech ktoś spróbuje wyjaśnić, co oznaczają te słowa naszego pierwszego hymnu „Twego dziela Krzciciela, Bożycze” – kto to niby jest „dziel” :) Bez przypisów jest ciężko.
Ja nikomu niczego nie zabraniam, ostatecznie, jak mawiają Rosjanie, „każdy durak po swojemu s uma schodit” (każdy wariat wariuje po swojemu) i jak już mam być tym oddanym rzymskiej idolatrii ignoranckim papistą, papieżnikiem-drapieżnikiem i hiszpańskim inkwizytorem („Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!”), to już niech będę.
Zwróciłbym jeno uwagę na co bardziej jaskrawe kocopały naszych ikonoklastów.
Np. pani Bara-bar  (barabar to po starogrecku „bełkot”  w sensie niezrozumiałej dla Greków mowy – dopierom sobie uświadomił, że takimi barbarzyńcami dla Słowian byli Niemcy czyli ludzie niemi, co to ni be ni me ni kukuryku po ludzku nie potrafią) strasznie swego czasu oburzała się na blogu (wyrażając to oburzenie dużą czcionką dużymi literami), jako rzekomo katolicy obrażają Maryję nazywając ją Panną, że niby panna z dzieckiem. A przecież jeśli śpiewamy w kolędzie „Maryja Panna dzieciątko piastuje, I Józef stary ono pielęgnuje”, to chodzi tu o znaczenie „Virgo” czyli Dziewica. Historycznie protestanckie zarzuty wobec katolików dotyczyły zbyt wielkiego nabożeństwa do NMP (co wynika z nieodróżniania przez Braci Niedokształconych pojęć latria, hyperdulia i dulia, no ale tak to jest, jak się usiłuje robić trepanację kilofem), a tu okazuje się, że odwrotnie.
Kiedy indziej znowu nasz ułan jehowiecki (który miast napisać coś o swojej wierze celem zanęcenia takich jak ja, to przepisuje antykatolickie diatryby z książek typu „Mroki i zabobony Średniowiecza” czy „Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji” Monty Pythona. Podważając kiedyś tzw. prymat piotrowy wdał się z panią Barabar w ligwistyczną dyskusję o tym, jakoby „petros” po grecku to kamyk zielony z pociągu byle jakiego do gry w cymbergaja, a opoka to „litos” i temu podobne niestworzone histerie – niby moszna, ale po co?
Ale to wszystko to pan Pikuś w porównaniu z krytyką św. Pawła jako fałszerza nauki Pana Jezusa, na którą natknąłem się na Neonie zupełnie niedawno. Trzymałem kiedyś w rękach książkę, której autorka (szwedzka teolog, ciekawe czy lezbijka i weganka zarazem, nie żebym komuś bronił) udawadniała ponad wszelką wątpliwość, że św. Paweł to nikt inny jak sam Pan Jezus, odratowany po ukrzyżowaniu i rekonwalescencji (pewnie nieuświadomiony odprysk marcjonizmu z II w, wg którego św. Paweł był jedynym prawdziwym apostołem). A tu na Neonie okazuje się, że Paweł jak na faryzeja przysłało, wszystko stalmudyzował i zafałszował. Jako przykład podano np. Rz 3, 7 gdzie rzekomo wg Pawła kłamstwo dla większej chwały Bożej jest usprawiedliwione, podczas gdy w istocie Apostoł narodów mówi dokładnie coś odwrotnego (wobec mętności polskiego tłumaczenia BT pozwoliłem sobie zestawić tekst Wulgaty z identyczną paremią prawniczą „non facias malum ut inde veniat bonum" – „nie będziesz czynił zła by wypłynęło stąd dobro”, choć oczywiście Pan Bóg potrafi pisać krzywo na liniach prostych i dobro ze zła wywodzić, ale to zupełnie co innego.
Tak czy siak, od pewnego czasu rozumiem i zupełnie zgadzam się z dydaktycznym stanowiskiem KK w Europie, który długo potępiał tłumaczenie Pisma Świętego na języki narodowe. Dziś wajcha przegięta jest w drugą stronę i KK ściga się z Protestantami o tłumaczenia na języki nie tylko typu Tok Pisin, ale i języki odizolowanych szczepów amazońskich.
PS

Nie zniżajmy się proszę do poziomu pani oślicy Małgorzaty Prokop-Paczkowskiej z LSD-Acid, która na wiadomość o dokonanej przez muzułmanów masakrze chrześcijan w etiopskim Aksum napisała „A po co kościół katolicki tam się wpakował? Dlaczego nie uszanował miejscowych wierzeń?” (państwo Aksum przyjęło chrześcijaństwo z Syrii w połowie IV wieku, zaś dzisiejszy kościół etiopski jest głównie autokefaliczny wschodni, a nie katolicki w rozumieniu pani osłanki).